Islandia-2016-2

Islandia 2016

Dzień 4

Czwarty dzień rozpoczął się wodospadem Gullfoss. Bardzo duże, malownicze, nie tak łatwe do sfotografowania. Jest wiele kątów i miejsc, z których można fotografować, ale nie byłem z nich do końca zadowolony. Jest to również bardzo popularna atrakcja.

Podróżując po Islandii nieustannie bawiły mnie wielkie „autobusy turystyczne”, wielkie auta 4x4. To niepodobne do niczego innego.

Na krótko przed wyjazdem kupiłem tanie obiektywy typu rybie oko Samyang. Nigdy nie myślałem, że użyję na koniach, ale oto jest. :) Spotkaliśmy te konie w pobliżu domków torfowych Keldur. Jeden z nielicznych ocalałych i dobrze zachowanych. Obszar był mały i nie przyciągał wzroku jak Glaumbauer, ale jeśli nie planujesz daleko od Reykjaviku, zdecydowanie warto go odwiedzić.

Resztę dnia wypełniło więcej wodospadów. Zaczynając od najsłynniejszego Seljalandsfoss. To miejsce, które trzeba odwiedzić, chociaż może być zatłoczone. Kilka metrów na lewo od Seljalandsfoss znajduje się wodospad Gljufrabui. Jest absolutnie niesamowity, ukryty, trzeba przejść przez wąskie przejście skalne idąc po kamieniach (bo rzeka płynie tam z wodospadu). Wewnątrz jest bardzo mokro, więc uważaj na swój sprzęt fotograficzny.

Zatrzymaliśmy się na nocleg na polu namiotowym tuż przed kolejnym słynnym wodospadem - Skogafoss. Pojawił się w Game of Thrones. Prawie niemożliwe jest zrobienie szerszego ujęcia bez ludzi w kadrze, więc jeśli planujesz to zrobić - idź bardzo wcześnie rano.

Dzień 5

5 dzień. Pierwszy przystanek - lodowiec Solheimajokull. Bardzo brudny, niezbyt malowniczy. Jedna dobra rzecz - pod lód można podejść, nie ma tu wielkich zbiorników wodnych ani innych przeszkód. Droga prowadząca do niego była bardzo ładna.

Następny przystanek - jedno z miejsc, które bardzo chciałem odwiedzić - wrak samolotu US Navy DC. Wiadomo, ale chyba nie każdy chce iść 4 km od parkingu (czy czegoś, co do tego służy), a potem 4 km z powrotem do samochodu. Kilka lat wcześniej można było podjechać całą drogę (lub prawie całą) do samolotu, ale od tego czasu właściciele pól, między drogą nr 1 a miejscem katastrofy, zamknęli go dla pojazdów. Sam samolot rozbił się na plaży w 1973 roku z powodu problemów z paliwem i leży tam do dziś. Oczywiście został pozbawiony najważniejszych części maszyn. Piasek na plaży jest ciemnobrązowy/czarny, co zapewnia naprawdę schludny efekt. Niestety dla nas nadciągała burza (co widać na jednym zdjęciu) i dlatego musieliśmy w deszczu ostatnie 2km iść z powrotem do samochodu.

Przemoczeni pojechaliśmy na plażę Kirkufjara. Tam czekaliśmy chwilę w samochodzie, aż deszcz przestanie padać i odwiedziliśmy tę uroczą czarną plażę. Mieliśmy pierwsze spotkanie z maskonurami, choć nie były one łatwo dostępne do zdjęć. Chciałbym wrócić do tego miejsca, ale przy lepszej pogodzie.

Dzień 6

Noc między piątą a szóstą była na najbardziej niesamowitym kempingu, Thakgil (þakgil). Jazda tam była najbardziej niesamowita. Żółto-zielone wzgórza z trawą i mchem, czarną drogą i zapierającymi dech w piersiach widokami. Jadąc tam nie widzieliśmy wiele, bo pogoda była paskudna, gęsta mgła, trochę deszczu. Ale już mieliśmy wrażenie, że to coś wyjątkowego. Podczas gdy jechaliśmy i jechaliśmy po wyboistej drodze (podobno tylko dla samochodów 4x4, ale normalne pojazdy też przejeżdżały), w końcu dotarliśmy na pole namiotowe, które było ładnym polem, otoczonym wzgórzami, w zasadzie zamkniętą areną. Padał deszcz, więc poszliśmy do jaskini, która była wyznaczonym miejscem do gotowania i jedzenia. Wieczór też był bardzo miły, była spora grupa niemieckich turystów. Mieli dużo alkoholu i własne radio, w którym śpiewali stare przeboje disco z lat 80-tych. Właściwie fajnie było siedzieć w pobliżu. Rozmawialiśmy też z innymi obozowiczami. Naprawdę fajny, fajny wieczór. A rano, gdy wracaliśmy na główną drogę, naprawdę mogliśmy zobaczyć wszystkie piękne krajobrazy. Coś jak hobbit, magiczna kraina.

Po powrocie na główną drogę obieramy kurs na słynną czarną plażę niedaleko Vik. Plaża była rzeczywiście piękna, ale ilość turystów znowu mnie niepokoiła. Nie byliśmy tam na tyle wcześnie, żeby bez nich zrobić przyzwoite zdjęcia. Może następnym razem…

Kolejnym ciekawym przystankiem w naszej podróży był wąwóz Fjadrargljufur. Ostatnie kilka kilometrów przed wąwozem było całkiem zadbane i mijaliśmy pola żółto-zielonego mchu na skałach. Bardzo surrealistyczne otoczenie. Sam wąwóz był naprawdę magiczny, nawet w deszczu, który nas tam przywitał. Miałem nadzieję, że uda mi się zejść na dół, ale woda była zbyt wysoka, aby wejść do środka w butach trekkingowych. Więc tylko szlak na górę, ale to było magiczne.

Więcej żółtego koloru podążyło za nami, gdy jechaliśmy w kierunku wodospadu Fagrifoss. Tym razem droga 4x4 F206 była tak naprawdę tylko dla samochodów 4x4. Droga była dość wyboista, z wieloma dziurami i jednym większym strumieniem, przez który musieliśmy jechać. Naprawdę liczyłem na szansę, aby to zrobić. Chłopcze, czy byłem szczęśliwy jak dziecko w sklepie ze słodyczami. :)

Niedaleko naszego pola namiotowego na kempingu Svinafell zatrzymaliśmy się, aby sprawdzić nasze plany na jutro - lodowce Skaftafellsjokull i Svínafellsjokull (po lewej i prawej na zdjęciu poniżej). To zdjęcie pokazuje, jak wspaniały może być islandzki krajobraz. Jałowa ziemia, sufit z chmur i możliwość zobaczenia w oddali gór z powodu braku drzew. O wiele bardziej zapierające dech w piersiach, aby zobaczyć to na żywo.

Share by: