Czarnogóra 2011-2

Czarnogóra 2011

Dzień 5

Zaczęliśmy od przejażdżki samochodem do Cetinje (dawna stolica), uroczego miasta w cieniu góry Štirovnik (1749 m npm), w Parku Narodowym Lovćen. Ta jedna góra wygląda po prostu niesamowicie. Wędrowaliśmy trochę w okolicy, ale nie poszliśmy na górę.


Dodatkowo odwiedziliśmy drugą najwyższą górę w okolicy, Jezerski Vrh (1660m n.p.m.). Na jej szczycie znajduje się Mauzoleum Njegoša (Petar II Petrović-Njegoš), który był księciem-biskupem (vladika) Czarnogóry, poetą i filozofem (zmarł w 1851 r.). Jego życzeniem było być tam pochowanym, najpierw w kaplicy. Kaplica była następnie kilkakrotnie wyburzana na przestrzeni lat, ostatecznie na jej miejscu powstało mauzoleum w 1971 roku, a właściwy pochówek w 1974 roku. Nie można wejść do środka, ale można zajrzeć przez ogrodzone drzwi. Miejsce jest łatwo dostępne samochodem, z miejsca parkingowego na szczyt można dojść w kilka minut.


Z obu tych szczytów, przy dobrej pogodzie, można zobaczyć prawie całą Czarnogórę (to nie jest taki duży kraj :) ). A widoki są naprawdę oszałamiające.


Skończyliśmy nasz dzień w Virpazar, po raz kolejny otrzymaliśmy wspaniały pokój z kuchnią i łazienką za bardzo niską cenę. Chłopaki nawet próbowali pływać kajakiem po Jeziorze Szkoderskim. Okolica jeziora była planem na następny dzień.

Dzień 6

Po opuszczeniu Virpazar rano kontynuowaliśmy podróż na południe, w kierunku miasta Bar. Położenie miasta jest absolutnie oszałamiające. Piękne, choć kamieniste plaże i góry z tyłu. Pospacerowaliśmy trochę po mieście. To, co zwróciło moją uwagę, oprócz samej lokalizacji, to wielka troska, jaką miasto przykłada do utrzymania wszystkich klombów i różnych drzew. Dobra robota!


Naszym następnym przystankiem było miasto najbardziej na południu – Ulcinj, niedaleko granicy z Albanią. Miasto wita wielu turystów i widać na bardzo zatłoczonych (tym razem piaszczystych) plażach. Mieliśmy przerwę i cieszyliśmy się naszym lunchem ze świeżymi owocami morza. W restauracji znaleźliśmy nawet menu po polsku, chociaż tłumacz popełnił kilka zabawnych błędów. ;)


Następnie wróciliśmy do Virpazar inną trasą, która prowadziła wzdłuż Jeziora Szkoderskiego, które dzieli Czarnogórę i Albanię. Gorąco zachęcam, jeśli jesteś w okolicy, do skorzystania z tej drogi P16. To, że droga czasami była bardzo wąska i w kiepskim stanie (może teraz jest lepiej) nie miało znaczenia, bo widoki zapierały dech w piersiach. Muszę szczerze powiedzieć, że gdybym miał jeszcze raz odwiedzić jedno z miejsc w Czarnogórze, byłby to właśnie ten obszar. Te małe, „szpiczaste” wysepki tworzą bardzo wyjątkowy widok, który był dla mnie nowy.


Na trasie znaleźliśmy Fiata 126p, który był zgrabnym małym akcentem. Samochody te były produkowane głównie w polskiej fabryce w Tychach w latach 1976-2000 i były szeroko stosowane w Polsce, stając się swego rodzaju symbolem lat 80. i 90. oraz częścią naszej kultury. Jego polski pseudonim to „Maluch”, co można przetłumaczyć jako „Mały” lub „Maluch”. Moja rodzina również je posiadała, kiedy byłem małym dzieckiem pod koniec lat 80-tych. :) Dziś bardzo trudno je dostrzec na ulicach.

Dzień 7

Dzień 7 był leniwy, naszym głównym zajęciem była jazda z Virpazar do Žabljak i parkowanie na kempingu Ivan Do. Mimo, że trasa nie jest długa, zmarnowaliśmy trochę czasu na czekanie, ponieważ droga została zablokowana przez wypadek. Samo pole namiotowe było bardzo ładne. :) Ciekawostka, że mój samochód, który był używany podczas tej wyprawy, miał problem z drzwiami bagażnika, bardzo niechętnie się otwierały, bo mechanizm w środku umierał ze starości. Działało tylko raz na jakiś czas i przez większość czasu, aby je otworzyć, musiałem zanurkować przez tylne siedzenie i otworzyć je od środka. ;) To zwróciło uwagę osób postronnych, które były blisko, aby to obserwować.

Dzień 8

Dzień 8 poświęcony był wędrówkom. Jak możesz nie w tym kraju? :) Pojechaliśmy z Žabljak na szczyt Terzin Bogaz, w paśmie górskim Durmitor. Dzień był dla odmiany pochmurny, nie żeby było zimno. ;) Nie doszliśmy na szczyt (jest dość wysoki, 2303 m npm), chłopaki poszli trochę wyżej ode mnie, bo stchórzyłem na jednym ze stoków, bo nie miałem odpowiednich butów. W końcu tak naprawdę nie wiem, jak daleko zaszliśmy, myślę, że to trochę ponad połowa drogi. Wędrówka zajęła nam większość dnia i złapaliśmy powracający deszcz. ;)

Share by: