Czarnogóra 2011

Czarnogóra 2011

Więc w 2011 roku zabrałem dwóch moich kolegów z pracy i mój stary samochód i wyruszyliśmy na poszukiwanie przygody na południu Europy.


Podczas gdy ja zwykle wolę spędzać czas w chłodniejszym klimacie, wycieczka była warta potu i poparzeń słonecznych. ;) Opisywana wówczas jako tańsza wersja Chorwacji, była rzeczywiście niedrogim miejscem do odwiedzenia (co było czynnikiem). Mieliśmy namiot, ale ostatecznie było wystarczająco tanie, aby wynająć pokoje na większość naszej podróży, co było miłe. Cały obszar przybrzeżny był przyzwyczajony do turystów. Kiedy wybraliśmy się na północ, żeby pospacerować, było wyraźnie mniej tłoczno (tak!).

Dzień 1

Wycieczkę rozpoczęliśmy od długiej przejażdżki. Wybraliśmy trasę przez Czechy, Słowację, Węgry, Chorwację i wreszcie Bośnię i Hercegowinę, co było przygodą samą w sobie. Ponieważ był rok 2011, a nawigacja telefoniczna nie była zbyt rozpowszechniona, a my nie mieliśmy dedykowanego urządzenia, wpadliśmy trochę w ciemno w ten piękny kraj. Szukałem map w internecie, ale były one ograniczone w szczegółach. Wydrukowałem trochę wcześniej, aby mieć ogólny widok, gdzie znajdują się większe miasta.


Co było… ciekawe (?), ale jednocześnie smutne, że bardzo wyraźnie widać było ślady konfliktów zbrojnych, ostatnio była wojna w Bośni (1992-1995), o której niejasno pamiętam, kiedy byłam Młodszy. Wiele domów posiadało jeszcze dziury po kulach w elewacjach budynków.


Postanowiliśmy zatrzymać się w Sarajewie. Bardzo łatwo było się do niego dostać, trochę czasu spędziliśmy wędrując po centrum miasta, potem nadszedł czas na dalszą podróż, ponieważ chcieliśmy dotrzeć wieczorem do Czarnogóry. W rzeczywistości spędziliśmy w Bośni trochę więcej czasu niż się spodziewaliśmy, ponieważ zgubiliśmy się po opuszczeniu Sarajewa. Zamiast kierować się bezpośrednio na południe, przeszliśmy dalej na wschód i znaleźliśmy się na bardziej górzystym terenie w pobliżu granicy serbsko-czarnogórskiej.


Pojechaliśmy „mniej uczęszczaną drogą”. :) Po pewnym czasie, jadąc przez małe wioski, znaleźliśmy się w jeszcze lepszej sytuacji, bo brakowało nam benzyny i od dłuższego czasu nie widzieliśmy żadnej stacji benzynowej. Dotarliśmy do momentu, kiedy jechaliśmy na spalinach i słońce już chyliło się ku zachodowi. Co za świetny sposób na rozpoczęcie podróży!


Zatrzymaliśmy się w jednej wiosce, próbując porozumieć się z jakimś miejscowym rolnikiem. Udało nam się właściwie, dał nam trochę gazu, niestety była to benzyna 89 lub 90 oktanowa chyba z kosiarki, czy coś podobnego (silnik w aucie miał pracować na 95 lub 98). Nie byliśmy pewni, czy można z niego bezpiecznie korzystać, więc postanowiliśmy zostawić go jako ostateczność. Podziękowaliśmy hojnemu facetowi i pojechaliśmy trochę dłużej. Potem zatrzymaliśmy się i rzeczywiście udało nam się złapać, pośrodku pustkowia, kogoś, kto odholował nas na stację benzynową. Okazało się, że jest tylko kilka kilometrów do przodu i sami dalibyśmy sobie radę. :)


Z pełnym bakiem szczęśliwie wznowiliśmy podróż tylko po to, by po kolejnych kilku kilometrach dostać mandat za przekroczenie prędkości. Myślę, że w tym momencie byliśmy zbyt szczęśliwi, zbyt ulżyło nam i trochę nieostrożni. Zapłaciliśmy gotówką i kontynuowaliśmy podróż. Późnym wieczorem, po zmroku (chyba już po 22) w końcu dotarliśmy do granicy i udało nam się znaleźć nocleg (także bardzo tani) w Herzegu Novi. Więc w końcu udało się! :)


Oto kilka ujęć z drogi iz Sarajewa.

Dzień 2

Nasz drugi dzień poświęciliśmy na zwiedzanie Herceg Novi. Planowaliśmy odwiedzić wszystkie nadmorskie miejsca w pierwszym tygodniu, jadąc z północy na południe, a następnie udać się na stały ląd na drugi tydzień.


Herceg-Novi? Absolutnie piękne miasto, bardzo przypomina Chorwację. Podobały mi się palmy, budynki (architektura) i morze. :) Z peryferii, gdzie zarezerwowaliśmy pokój, musieliśmy przejść kawałek do centrum miasta. I było tak gorąco! Prawie nic przy sobie nie miałem i cały byłem spocony. :/ Właściwie nie przewidziałem, że będę musiał prać ubrania, kiedy tam będę, lol. Aby trochę się ochłodzić, późnym popołudniem poświęciliśmy trochę czasu na odwiedzenie kamienistej plaży i zanurzenie palców w wodzie.


Ostatnie zdjęcie przedstawia nasz "hotel". Nie wygląda na dużo, ale było czysto, mieliśmy 3 pokoje (2 sypialnie i salon), 3 łóżka, stół do jedzenia, łazienkę i czyjeś rzeczy porzucone w kącie. ;) I było bardzo tanio.

Dzień 3

Zatoka Kotorska, czyli Boka Kotorska w języku regionalnym, krótko po prostu Boka. Miejsce, które trzeba zobaczyć podczas wizyty w Czarnogórze. Otoczony górami tworzy coś w rodzaju śródziemnego fiordu. Tego dnia odwiedziliśmy Risan, Perast, jedną z małych wysp - Gospa od Skrpjela, Dobrota, Donji i Gornji Stoliv i Lepetane. Wszystkie te miejsca są bardzo malownicze, o podobnej architekturze, a Perast jest zdecydowanie najbardziej turystycznym. A Risan jest najbardziej zniszczony, z kilkoma opuszczonymi budynkami.


Z Perastu popłynęliśmy łodzią do kościoła na Gospie od Skrpjela, która w rzeczywistości jest sztuczną wyspą (jedyną w swoim rodzaju na Adriatyku). A wędrówka do starego kościoła w Stolivie przyniosła nam niesamowity widok na całą zatokę. Wchodzenie tam w takim upale było brutalne, ale było warto. :)

Dzień 4

Kotor, tytułowe miasto całego obszaru. Po raz pierwszy wspomniany w 168 rpne, naprawdę ma klimat starożytnego miasta. Architektura starego miasta to piękna, kamienna zabudowa i wąskie przejścia. Niepowtarzalny charakter nadają również ruiny systemu fortyfikacji, rozrzucone na wzgórzach nad miastem. Jeśli tam jesteś, zdecydowanie sugeruję spacer po nich. To nie tylko kamienne mury, ale także wały, baszty, cytadele, bramy, bastiony, forty, a nawet zamek. Wspinaliśmy się tylko do pewnego momentu, a teraz żałuję, że nie poszliśmy na całość. :) Ale nawet ta część, którą pojechaliśmy w górę, dostarczyła nam niesamowitych widoków na całą zatokę. Gdyby nie tylko upał... ;)


Dzień zakończyliśmy zwiedzaniem Budvy, miasta położonego poza Zatoką, na wybrzeżu Adriatyku. Najbardziej zapamiętałem to, że w porcie było dużo luksusowych jachtów do obejrzenia. ;) Ale odwiedziliśmy też Cytadelę, z której roztaczał się niesamowity widok na miasto. To był nasz ostatni dzień w rejonie Kotoru, gdy ruszyliśmy dalej na południe wzdłuż wybrzeża.

Share by: